Sabina Antoniszczak (tekst i rysunek)
Naczelny
Goryl Marian uciekł z laboratorium, zmarznięty wsiadł do autobusu 173 Azory-Nowy Bieżanów i pojechał do domu towarowego Jubilat.
Na przystanku dwie nastolatki zrobiły sobie zdjęcie z nim i z człowiekiem-marchewką, promującym soki Tymbark. W autobusie i tak już śmierdziało zanim wsiadł, więc pasażerowie się od niego nie odsuwali, a niektórzy nawet, rozbawieni, wsunęli mu w łapę garść monet. Uniknął kontroli biletów, ponieważ jakieś dziecko pogłaskało go po grzbiecie i „kanary” zajęły się wlepianiem ojcu chłopca mandatu za przewożenie dużego psa bez kagańca.
W Jubilacie na piętrze z galanterią dziecięcą trwało kinder party w stylu Gwiezdnych Wojen.
– Gorąco jak w dupie – powiedziała do Mariana filigranowa animatorka w stroju Chewbaki – przynieś mi Anetko colę, jakbyś szła na spożywczy!
– Yyyk! – odparł goryl i pobiegł na dział sportowy, konsumując na schodach fikusa z doniczki.
– Czekajże Aneta, odepnę ci klipsa, żeby alarm nie pipczał, tylko nie urywaj metki, bo musimy to odwiesić po imprezie! – zawołała do Mariana sprzedawczyni, kiedy wychodził z przebieralni zawinięty w biało-czerwoną szarfę.
– Yyych! – sapnął Marian i wybiegł na Aleje Trzech Wieszczów, prosto w grupę kibiców wracających z meczu.
Tymczasem kierownik laboratorium odzyskał przytomność po uderzeniu w głowę drzwiami od klatki i wszczął alarm. Służby, jak zwykle, zadziałały błyskawicznie. Dzięki bezbłędnie działającemu monitoringowi oraz nieomylnym procedurom, już sześć minut później pod Teatrem Stu, wojewódzki lekarz weterynarii, po zaledwie dwóch chybionych strzałach, zamroczył Mariana specjalnym zastrzykiem. Policjanci wnieśli goryla do furgonetki wraz z dwoma omyłkowo uśpionymi kibicami. – Psiarnia zwija Lewego, Prawego i Kudłatego! – krzyknął Szczerbaty i chwilę później dzięki pomocy Boskiej Opatrzności, maczety i dwóch kijów bejsbolowych, zakładnicy zostali odbici i poniesieni na drzwiach od furgonetki wysoko nad głowami kibiców.
– Blurp! – zabulgotał Marian budząc się, kiedy Łysy wlewał mu „małpkę” do gardła. – Nic nie mów, leż i oddychaj, Kudłaty! Matka twoja rodzona rany twe opatrzy! Matka jest tylko jedna! Pomścimy cię bracie! – zakrzyknął Łysy, zostawiając go w pociągu „Ernest Malinowski” relacji Zakopane – Warszawa.
– W baranie tyz zem się pocił i mię było czuć, ale tera mom poliester łod syna z Hameryki – zagaił siedzący pod oknem fotograf w stroju niedźwiedzia i poczęstował Mariana bananem. – Yyyk! – rzekł Marian, po czym zjadł banana ze skórką i reklamówką. – Ohoho, cosik mi się widzi, ze baciarka była. Klina trza walnąć! – zawołał radośnie fotograf, wlewając w Mariana zawartość piersiówki. Goryl zasnął, a fotograf ciągnął dalej: – Turystyka nom na Krupówkach kona, cepry z rządu nos nie wspierajo, to się sami musim wspieroć. Tyz mom flagę! Jesce im pokazemy w tej Warszawie pod Sejmem! Wyjął monety z łapy goryla, mówiąc podniośle: – Daj dutki, ać ja pogodam z konduktorem, a ty poczywaj!
***
Sześć miesięcy później, na wiecu wyborczym kandydata z najszerszym poparciem, wszystko było dopięte na ostatni guzik. Dziennikarze przepychali się pod trybunę, tłumaczka języka migowego czekała w napięciu, a na mównicy leżała kiść świeżych bananów, sprowadzonych specjalnym samolotem z Ekwadoru. – Marian na prezydenta! – skandował tłum wznoszący transparenty z napisem „Yyyk!”.